poniedziałek, 21 maja 2012

Pierwszy atak robali


Pierwszy atak robali

Co nocy, w mieszkania ogromne sale
ze swych kryjówek wyłażą robale
Przy czarnych panelach cichutkie stukanie
tąpnięcia rozbudza i trzęsie posłaniem

I cisza.
Robactwo uciekło?
W ciemności bulgot i jęki.
Jakby malutkie pękały bąbelki.

Wypadły robale spod przerwy w podłodze
I mkną po schłodzonej błyszczącej się drodze
Ogromną charyzmą kończynek włochatych
Przewodzi im pająk - nabrzmiały, kosmaty.
Tam wlezą, tu wpełzną, obliżą, zmacają,
Wypiją, rozszarpią, i pożrą!
Przystają!

Są pod wrażeniem ogromu swych cieni.
Zanika snop światła z pylistej przestrzeni.

I z kunsztem scenicznym wychodzą na łóżko
Twarz szorstką obłażą i szarpią poduszką
Stanęły nad studnią – słuchają oddechu.
Nurkują przez usta w chrapiącym człowieku.
Chcą język mu wyrwać, odkroić, wykręcić
Lecz dziś rezygnują. I wrócą po śmierci.



L.J. Grafoman

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz