Długie pożegnanie
Zimą nie pisze się wierszy
Tak jak nie rozpala się ognisk
w lesie
- Cień znika w oddali bez
cienia strachu
Ni śladu grozy
Zimą kartki jak ulice są białe
I tylko czerni się żwir ciężkostrawnych
słów
Wyraźnych do bólu
Ciężkich i szorstkich – pięty sąsiadki
spod 9-tki
Zasypiając śnię spocone
słońcem Frisco
Długie ciepłe szare ulice
I pokój z tylko jedną
Bzyczącą leniwie na własność
muchą
~~ mrcrowley
piękny wiersz.
OdpowiedzUsuńPozwolę sobie na bardzo dygresyjne, pobieżne wyinterpretowanie z niego kilku interesujących rzeczy.
Jak dla mnie, to jest utwór o "zimie emocjonalnej", zastoju uczuć i wszelkich podniet.
Ten zimowy spokój jest potwornie chłodny, pusty i bolesny.
Spokój okazuje się być czymś co od środka wgryza się w człowieka. Jest nieruchomym poruszycielem, rozpieprza nas, choć nie wiemy dlaczego.
Dlatego marzy sobie, mówiący o San Francisco, topiąc się w swoim zapyziałym życiu, w zapyziałym bloku, z zapyziałą sąsiadką.
I jeszcze mucha brzęczy.
"Na właśność" - czyli trudno liczyć na to, że sobie prędko odleci.
Choć tytuł odwołuje nas do Chandlera, nie sposób odczytać go wyłącznie jako link do Marlowe'a.
Tutaj mamy pożegnanie podmiotu lirycznego z czytelnikiem. Poeta odchodzi w świat snu, przenosi się do spoconego słońcem Frisco.
Mamy zimę, więc to nie może być wiersz. To pożegnanie. Żeby nie powiedzieć - "Długi pocałunek na dobranoc".
I.O.