Ciche chmury płyną choć to
niedobra pora na sen
Więc to ten moment w którym
Zapalają się latarnie uliczne
A ja nagi z westchnieniem na czole
Stojący w źrenicy ich oczu
Odgrywam pantomimę upadku
Teraz kiedy na powiekach ciążą
Ciche srebrniki moich przewin
Płuca oddech oddają z ulgą
Ten wieczysty odświętny
Przepasany wonią kadzidła
Papierosowego
Przywalony światłem ani drgnę
Choć wiem że widownia [sz]czeka
Ciekaw tylko jestem
Ile zapłaci za życie lub tez
raczej
Śmierć
Tracącego już wiarę [w] człowieka~~mrcrowley
Świetny ! No i trafia do mnie co ostatnio nieczęsto się zdaża...
OdpowiedzUsuńTrochę to takie "wzajemne ściskanie dłoni", ale gratuluję bardzo dobrego wiersza.
donki
Dziękuję:) Patrząc na tematykę Twoich ostatnich wierszy równiez spodziewałem sie komentarza od Ciebie, pozytywnego. Bardziej "wzajemne klepanie się po plecach" ;D
OdpowiedzUsuńmrcrowley
Masz rację, bardziej pasuje ;)
OdpowiedzUsuńOstatnia strofa choć dwupłaszczyznowa mimo wszystko dodała mi otuchy, dzięki.
donki chote
Okropna sprawa. Mocny i dobry tekst.
OdpowiedzUsuńNie chcę kontynuować waszego poklepywania się po pleckach, choć powinienem.
Ogromnie przytłaczająca i melancholijna atmosfera. Ale urzekająca swoim pięknem. Duszno w tym wierszu i czuć ostateczność.
I kadzidło papierosowe urzeka połączeniem sacrum-profanum. Nasze życie jest takim jednym wielkim zderzeniem tego co święte i takie (upuszczając nieco powietrze z balona) super-przyziemne. I Ty to Krołleju przedstawiasz w urzekający sposób.
Chętnie bym kopnął w kostkę, jednak muszę dłoń uścisnąć.
Jeszcze jedna rzecz! Tak na szybko.
Zauważyłem, że w Twoich wierszach miasto jest figura boską. To zapalanie się latarni ulicznych jest dla mówiącego czymś czego nie da się uniknąć (w kategoriach przyrody). Jest to najzwyklejsze zjawisko atmosferyczne.
Wybaczcie jeśli piszę, o banałach, ale musiałem to wyrzucić z siebie ;D
Wasz,
L.J. Grafoman
Równiez dziękuję za poklepanie:D Zawsze od Ciebie doczekam się ładnego, analitycznego komentarza:) Co do latarni. Owszem jest to coś nieuniknionego, ale zauważ, ze p. lir. jest jakby kimś kto widzi to po raz pierwszy. Nie wiem jak Wy, ale gdy jestem w chwili zapalania sie latarni na całej długości np. Korfantego, to czuję sie świadkiem czegoś nadzwyczajnego. Nigdy nie wiadomo kiedy się one włączą a i my musimy być w tym momencie. P. lir. po raz pierwszy widzi to zjawisko, jest dla niego magiczne, ale zarazem złowrózebne. Bo oto staje w źrenicy tegoż przytłaczającego światła, zostaje podświetlony, stoi niczym na scenie gdzie publiczność warczy choć jej nie widać.Coś jakby tragiczny teatr życia. Nie liczy się przetrwanie lub śmierć, liczyą sie podrygi marionetki mające zadowolić publiczność. Zgadzam się, miasto to Bóg, ale na pewno nie Bóg Nowego Testamentu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
~~mysterkrowlej
"Przywalony światłem ani drgnę". Cztery słowa, a sprawiają, że w głowie mam fajerwerki. Lubię czytać Twoje wiersze, bo są takie... jak ciepły koc dla samotnego, smutnego człowieka...
OdpowiedzUsuń