Tak dobrze pamiętam wasze
plecy z czasem wyglądające jak twarze
W przepaści piersi wciąż
trzymam
Ten łyk powietrza
dwudziestojednoletni
Uwiera skamle wierci się
Odgniat człowieczeństwa
Nikczemna myśl trzciny
Odruch do niedawna bezwarunkowy
Dziś niechętnie rzadko i
nieregularnie
Daje z głębi żeber nikłe znaki
życia
Wieczorami zezuję w stronę
sufitu
Wycieczki te spisuję palcem na
skroni
Rzeźbię labirynty korytarzy
Z włosem łonowym Ariadny
Z całym kosmykiem jej włosów
Odbywam te pielgrzymi
Na krańce swego jestestwa
I nic tam nie ma choć
przysiągłbym
Że gdy mrokiem siąpi deszcz
Słyszę martwy skowyt nadziei
maleństwa
~~mrcrowley
ciekawie intryguje ,wniknąć w widzenie
OdpowiedzUsuńTwojego przeżywania jest zagadka,metafory oddają
treść przemyśleń,a zarazem wiele w tym goryczy i osamotnienia,pozdrawiam
ciekawie intryguje ,wniknąć w widzenie
OdpowiedzUsuńTwojego przeżywania jest zagadka,metafory oddają
treść przemyśleń,a zarazem wiele w tym goryczy i osamotnienia,pozdrawiam
Podwójnie dziękuję za komentarze. Gorycz i osamotnienie oczywiście, lecz nie wynikające z kwestii drugiej osoby, ale z życia w społeczeństwie, życia pod kloszem - już nie komuny - ale czegoś z pewnością większego i gorszego, czegoś zupełnie bardziej wyrafinowanego i zakłamanego. Nie myślę już nawet o polityce, ale o czymś co jest dużo ponad polityką. Monstrum, Uniwersum kłamstwa.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie,
~~mrcrowley