środa, 19 października 2016

Jonasz, 20:20



Jonasz, 20:20

Musi być gdzieś granica.
Nie można bez końca iść przecież przed siebie.
Idę choć dojść donikąd nie mogę.
Płynę choć by utonąć wciąż brakuje sił.
Chwilami jednak gdy nie tylko we mnie jest ciemno
I kiedy błyskawice nie tylko bólu rozłupują niebo
Zatrzymuję się. Dryfuję w ciszy
Nasłuchując morskiego potwora.
Niewygoda myśli wylizuje w mrokach mnie
Nieprzeciętną perłę. To musi się udać.
Prawda?
- Yhm – ozwał się głos. Od wielu lat cisza.
W ciszy tej zawieszony trwam.

~~ Mateusz Wróbel

3 komentarze:

  1. Drogi Mateuszu "McCrowleyu" Wróblu,
    mam ogromny problem z waszą twórczością, a ten wiersz utwierdził mnie w tym przekonaniu i zmusił do napisania, po raz pierwszy, publicznego komentarza. Z każdą linijką, z każdym wersem obrazy rozchodzą się i rozpływają. Twoje utwory z każdym przywołanym obrazem rozsadzają się, uciekając w różne strony. Nie mówię tu o popularnym w recenzjach użyciu czasownika rozsadzać w sensie naruszania skostniałych struktur, ale raczej w tym drugim, niestety pejoratywnym znaczeniu, gdzie sens utworu ulega chaotycznej dekompozycji. Twoja wizja biblijnych wydarzeń odbiega(przede wszystkim przez pesymistyczne nuty powątpiewania) nieco od ich pierwotnego sensu historii ogromnej wiary i niewiary/wahania, które zostaje SŁUSZNIE I SPRAWIEDLIWIE ukarane przez JHWH. Muszę przyznać również, że do schizofrenicznego wrażenia przyczynił się tytuł. Z początku myślałem, że chodzi o sigla, jednak szybko otrzeźwiałem. Czy godzina 20:20 w październikowy, ciemny wieczór jest tą, w której poeta cierpi najbardziej? Może ten brak wyrazistości to naturalna cecha umykającego horyzontu;)?
    Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejne utwory!

    OdpowiedzUsuń
  2. Drogi Panie JanuszuRybiaGłowo,

    na wstępie chciałem podziękować za merytoryczny komentarz, których coraz mniej pojawia się w sieci. Jasne, rozumiem Pana problem z odczytaniem sensu, choć kończąc wczoraj czytać najnowszy tom wierszy Siwczyka "Jasnopis", stwierdzam, że "Jonasz 20:20" to jakaś dziecinada. Tam to dopiero jest rozpad, a raczej implozja! Fascynują mnie twórcy, których słowa są gęste i ciągnące się niczym nadzienie polskiej krówki mordoklejki! Wracając jednak do Jonasza. Tak, motyw biblijny jest jedynie bardzo odległym interteksem, a raczej powiedziałbym ostrożnie - pretekstem. Owo "20:20" nie odwołuje do niczego innego jak do czasu spisania. Skąd taki banał? TO bardzo osobisty tekst, jak zresztą wszystkie. Jeśli nie mam nic do powiedzenia, to nie pisze, ewentualnie, gdy napisze to usuwam, bo to nie ma sensu. Wydaje mi się, że wiersz opowiada o potrzebie granicy, o potrzebie siłowego nawrócenia podmiotu przez KOGOŚ. Kogo? Nie wiem, ale nie Boga. Może potwór sam w sobie jest tym kimś, kto potrafi tego dokonać? Jednak ów złośliwy pomruk, który nakazuje czekać, wskazywałby raczej na jego demiurgiczne pochodzenie. Ostatecznie jednak podmiot właśnie jest i nie jest w przestworzach trzewi stwora. Sam chyba tego nie wie, stąd też słusznie zwraca Pan uwagę na schizofreniczność podmiotu. Tak, nic nie jest oczywiste. Oczywista jest jedynie ukryta wartość tytułowego Jonasza, który przez swój trud egzystencjalny toczy w swoich wnętrznościach perłę.

    Panie JanuszuRybiaGłowo,

    jakkolwiek wiersze te są nieoczywiste, to jednak proszę nie odbierać mnie jako twórcę awangardowego, który para się dekonstrukcją, wystawiając na kpinę wszelki trud poznawczy czytelnika. Zapewniam, że wiersze są zwarte, choć hermetyczne. Skoro pojawia się w Panu poczucie dekadencji, rozpadu, gubi Pan ścieżki interpretacyjne to dobrze. To znaczy, że zdołałem stworzyć podmiot zdezintegrowany, który odzwierciedla mnie i chyba w ogóle współczesne społeczeństwo, które znalazło się u kresu Historii. Stoimy na końcu, i co dalej? Nie wiem. Jeśli ma Pan jakiś pomysł, to proszę pisać.

    Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za odzew!

    Mateusz Wróbel.

    OdpowiedzUsuń
  3. Drogi Panie Mateuszu,
    na początku przepraszam za moją poufałość i ten nagły, bezpośredni zwrot do Pana. Nie spodziewam się, żeby był Pan tym szczególnie dotknięty, jednak chciałbym jedynie podkreślić, że nie chciałem nikogo urazić. To drobnostka, ale to na nich zbudowano naukę o dobrych obyczajach. Dziękuję też Panu za bardzo ciekawą odpowiedź. Teraz przejdźmy jednak do rzeczy samej!

    Nie przypuszczam, że żaden twórca, nawet najbardziej awangardowy, pozwoliłby sobie na kpinę z wysiłków czytelnika. Nawet słowa losowane, jak króliki, w kapeluszu przez Tristrana Tzarę niosły ze sobą jakąś informację - otwierały one na niespodziewane możliwości interpretacyjne oraz na poznanie jakiegoś dotąd niewidzianego obiektu "trzeciego", metajęzykowego. W takim właśnie sensie właściwe byłoby użycie wspomnianego już czasownika "rozsadzać", który określa stosunek awangardowego eksperymentu do "zastanej" rzeczywistości. Przez taki zabieg awangardowe "rozsadzanie" jest otwarciem na nowe możliwości i obietnicą odkrycia nowych ścieżek po wykonaniu pewnego trudu interpretacyjnego. Wszystkie nowatorskie elementy, które "rozsadzają" starą strukturę mogą budzić niepokój i wprawiać czytelnika w konfuzję. Jednak w takim kontekście zachowują one swoją poetycką metaforyczno-metonimiczną funkcję(vide teoria Jakobsona na temat problemu afazji w literaturze i sztuce). Zatem dochodzi tu do poszerzenia pola językowego i wyobrażeniowego czytelnika. Long story short, umieszczenie wyrazów w nowych znaczeniach może skutkować otwarciem i wejściem w nową językową rzeczywistość.

    W tak właśnie zarysowanym kontekście ma Pan pełną rację, nie jest to wiersz awangardowy. Obrazy i pojęcia wchodzą ze sobą w walkę różnych sprzeczności. Bardzo podoba mi się przywołane przez Pana pojęcie implozji. Eksplozja mogłaby po sobie pozostawić jakieś resztki, implozja anihiluje w całości taką rzeczywistość. Podoba mi się ta metafora. Przedstawione części zagarniają się nawzajem i wracamy do znaczeniowego stanu zerowego z bladym wspomnieniem początku wiersza. Jednocześnie jeśli odseparujemy od siebie te sprzeczności, otrzymujemy stertę tropów, które mylą nas swoją wieloznacznością. Jest więc to zupełnie inny rodzaj dezintegracji.

    Kolejnym pojęciem, na które, już krótko, chciałbym zwrócić uwagę jest dekadencja. Płaski coachingowy optymizm, co naturalne, nie ma zwolenników wśród ludzi inteligentnych. Wynika to chyba po prostu z tego, że optymistyczny banał razi bardziej, niż banał pesymistyczny. Ten drugi w światopoglądach wielu filozofów, niestety, doczekał się wielu obszernych uzasadnień i przez to przylgnęła do niego ta inteligencka nutka. Nie nakładajmy zatem siłą na siebie i ten świat czarnych szat tylko dlatego, że paru bezzębnych brodaczy i alkoholików tak sumiennie poobijało wszystkie kąty mroku.

    Chciałem jeszcze zapytać, w jakim sensie rozumie pan h/Historię? Czy chodzi tu o znaczenie jakie nadaje jej Fukuyama, czy może Ewangelia, a za nią millenaryści, Hegel, Marx itd. Dla każdego z tych znaczeń da się podać spodziewany kolejny etap w rozwoju h/Historii. Chyba, że proponuje Pan jeszcze inne rozwiązanie.

    Skoro dobrnął Pan już tak daleko w czytaniu moich marnych wypocin, to proszę wiedzieć, że moja krytyczna postawa wynika z żywej ciekawości, chęci rozmowy z ludźmi, którzy chcą tworzyć poezję i myśleć w kategoriach poetyckich. A niestety, co raz rzadziej zdarza mi się móc na te tematy porozmawiać.

    Pozdrawiam Pana serdecznie!

    OdpowiedzUsuń