zagryza pies sarenkę
w centrum miasta w niedzielę
wsuwa jej zęby pod szyję
językiem nacina swe imię
obnaża różową śmiertelność
rozpacz kopytek
zagłusza szum chmur
i brzęczenie słońca.
gdyby kości mocniej waliły w bruk
może jakaś rodzina przerwałaby obiad
albo ktoś spojrzałby smutno
sposobem jakim się patrzy na święte
obrazy
ale nawet ona zamknęła oczy
wszystko by zamknęła
najchętniej wybiegłaby z tego wiersza
im więcej słów, tym dłuższe
cierpienie.
w centrum miasta
w duszną niedzielę
dokonało się
sarenka od teraz już nie jest sarenką
a pies jeszcze bardziej jest psem.
pozostaje liczyć
że była jedną z tych suk
którym się należało.
L.J. Grafoman
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz